Wejherowski jubileusz

Szkolnictwo średnie w Wejherowie liczy sobie już 150 lat. A wszystko zaczęło się od Królewskiego Katolickiego Progimnazjum, które otwarto 15 października 1857 r. i szybko przekształcono w pełne 9-letnie gimnazjum (męskie). Po I wojnie św. szkołę przemianowano na Gimnazjum im. Króla Jana III Sobieskiego (1922), a po 10 latach podzielono na gimnazjum i liceum. Dalsze zmiany nastąpiły po przymusowej przerwie wojennej, ale można uznać, że zachowano ciągłość dorobku, tradycji oraz tożsamości instytucjonalnej szkoły, której aktualna nazwa brzmi Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1.

Na okoliczność prześwietnej rocznicy opublikowano zarys dziejów placówki pt. „Gimnazjum i Liceum w Wejherowie”. Część historyczna książki dotyczy nawet szerszych zagadnień i wykracza poza ramy ujęte w tytule. Niemal połowę publikacji zajmuje spis absolwentów z całej historii szkoły (naliczyłem 7629 nazwisk), uzupełniony listą 208 nauczycieli i 14 katechetów z okresu powojennego. Sylwetki 50 co słynniejszych absolwentów, od ks. Walentego Dąbrowskiego (1869) do Doroty Masłowskiej (2002), ilustrują ten spis, a w części historycznej znajdujemy podobne krótkie życiorysy nauczycieli i pracowników szkoły (20 nazwisk). Zamieszczono również fragmenty wspomnień, dokumentów i materiałów historycznych związanych z „Sobieskim”.

Jasne jest, że przy takich proporcjach książka skazana jest na powierzchowność. Nie starczyło np. miejsca nawet dla wszystkich dyrektorów placówki, ale nie zamierzam czynić z tego nikomu zarzutu. Nie wątpię, że praca będzie kontynuowana, gdyż uczniowie i kadra szkoły im. Jana III wiele wysiłku wkładają w pielęgnowanie tradycji i dokumentowanie życia i osiągnięć swej „Starej budy”, o czym dowiadujemy się zresztą wielokrotnie z kart książki.

Publikacja jest dziełem zbiorowym. Część historyczną napisali Władysław Kepka, Regina Osowicka, Waldemar Bargański (także wydawca książki) i Maria Stanzecka, która także zredagowała ten monstrualny spis. Wykorzystano też materiały dostarczone m.in. przez p. Bożenę Conradi, obecną dyrektor ZSP nr 1. Sylwetki sławnych uczniów itp. zaczerpnięto głównie z „Bedekera wejherowskiego” R. Osowickiej. Siłą rzeczy taki układ pracy spowodował, że język i styl książki nie jest jednolity i np. od materiału dokumentalno-statystycznego przeskakujemy do niemal folderu. Myślę, że można w skrócie powiedzieć, że „Gimnazjum i Liceum w Wejherowie” jest skomasowaną kroniką szkolną, przynajmniej gdy chodzi o lata powojenne.

Musi to powodować - i powoduje - pewne problemy. Niedostatecznie wyeksponowano potencjalnie atrakcyjne wydarzenia i postaci, np. pierwsze kobiety w szkole, w tym postać p. Marii Kręckiej, nauczycielki francuskiego, zabrakło też podsumowania i szerszego spojrzenia na bieżący stan posiadania. Trudno połapać się w zmianach nazw placówki i szczegółach jej przeprowadzek, reorganizacji itp. Dają się zauważyć luki, bo np. wspomina się o niezaplanowanej przerwie w nauce z okazji „zimy stulecia” 1979/80, zaś pomija kolejną przerwę, również nieplanowaną, a o 2 lata późniejszą. Czyta się dzieło dość przyciężko i z trudem śledzi zakręty narracji, rozbitej przez rozliczne „okienka”.

Mogę się domyślać, że książkę przygotowano w pośpiechu i nastawiono się na sprzedanie samego tematu oraz, powiedzmy, interesującej - i bardzo bogatej - ikonografii i tej równie imponującej „książki telefonicznej”. Po lekturze zauważamy, że książka wymaga poprawek, uzupełnień, uściśleń oraz kilku skreśleń. Powtarza się sylwetka ks. Muchowskiego (str. 20 i 113), a także zdjęcie z okładki. Skądinąd uważam, że szata graficzna „Gimnazjum i Liceum w Wejherowie” nawiązuje zbytnio do dzieł klasyków marksizmu. Poskąpiono kolorowych zdjęć, nie ma porządnej fotografii szkoły z dnia dzisiejszego, nie podpisano też zdjęć aktualnej kadry.

Nad błędami drukarskimi nie będę się specjalnie rozwodził (a imię ich 260). Wspomnę tylko, że nie ma takiego stopnia naukowego jak „adiutant” (str. 123), „genealogia” nie jest też chyba częścią genetyki (str. 128). Niestety straszne są tłumaczenia niemieckich dokumentów z pierwszych lat historii szkoły: „uwertura Beethovena, wyk. Egmont”, „śpiew chóru męskiego” (zamiast „pieśń na chór męski”) albo „przemarsz patriotyczny z orkiestrą” (zamiast „marsz patriotyczny na orkiestrę”), świadczące o niezrozumieniu oryginału.

Pierwsza w historii monografia szkoły im. Króla Jana nie jest więc pozycją bezbłędną, ale wierzę, że wiele osób z sentymentem po nią sięgnie, by ożywić wspomnienia. A te, jak wiadomo, „są zawsze bez wad”.

            Sławomir Cholcha

 

Za zgodą autora zamieszczamy pierwotną wersję recenzji, którą opublikował miesięcznik "Pomerania" w listopadzie 2007 r.