Tadeusz Lubelski, „Historia niebyła kina PRL”, wyd. Znak, Kraków 2012
Można czytać i przeczytać profesorską książkę z wypiekami na twarzy, z trudem powstrzymując się od gryzienia palców. Tak czytałam najnowszą książkę, zapewne nie tylko mojego guru w zakresie znajomości dziejów polskiego filmu i kinematografii oraz jej twórców, profesora Tadeusza Lubelskiego pt. „Historia niebyła kina PRL”. Udało mi się to, bo nie zwiodły mnie omówienia książki eksponujące parę chwytliwych wątków, jak ten o niezagraniu przez Tadeusza Janczara roli Maćka Chełmickiego w filmie Bohdziewicza. Wspomniane recenzje nie oddają ducha książki, nie mówiąc o ogromnej wiedzy, którą profesor dzieli się z czytelnikami w sposób niezwykle przystępny.
Na wstępie, cudo!, plakaty niezrealizowanych filmów utrzymane w stylistyce czasów, w których miały powstać. Potem poznajemy trzynaście niebyłych filmów, ale przedtem profesor tłumaczy kryterium ich doboru / było ich o wiele więcej/ oraz drogę do znalezienia metody, która pozwala uwzględnić szeroki materiał, przy czym autor nie kryje, że pomogła mu w tym na nowo odczytana książka St. Lema „Doskonała próżnia. Wielkość urojona”. Przy każdym z filmów poznajemy decyzje, mechanizmy i okoliczności niepowstania filmów. Te okoliczności kryją pasjonujące fakty, wątki, kulisy towarzyszące również filmom zrealizowanym. Niejednokrotnie w czasach planowania i decydowania stanowiły dla siebie konkurencję. Zaznaczam, że profesor Lubelski nie ograniczył się jedynie do filmów, które nie powstały z powodów ideologicznych, politycznych. Czasami był to splot różnych przyczyn i zdarzeń ciągnących się latami, zawsze frapujących, opowiedzianych tak , że książkę czyta się w napięciu i oczekiwaniem na to, co będzie dalej, jak i dlaczego tak się to skończyło. Nie wiem, czy budowanie napięcia było jednym z zamiarów profesora, ale i to osiągnął. Śledzimy krok po kroku pracę badawczą. Mamy możność wglądu do Archiwum Akt Nowych, archiwów Filmoteki Narodowej, Archiwum Andrzeja Wajdy, fragmentów prywatnych listów, wspomnień, rozmów, które autor przeprowadził z wieloma twórcami: T. Konwickim, A. Wajdą, A. Holland, St. Janickim, K. Kutzem, W. Hasem J. Morgensternem i wieloma innymi. Przytacza dawniejsze i nowsze wywiady prasowe z twórcami, podając źródło, dzięki czemu można te teksty odnaleźć i przeczytać w całości. W wypadku jednego niebyłego filmu pisze o literackim pierwowzorze, który nigdy nie ukazał się w wydaniu książkowym, z czego wzięło się zapomnienie tego niezwykłego utworu przez twórcę, który kiedyś przymierzał się do ekranizacji. Takich ciekawostek jest ogrom w „ Historii niebyłej…”. Poznajemy protokoły i stenogramy z posiedzeń ówczesnych decydentów, którzy skazali na nieistnienie utwory, a może dzieła, co miało wpływ na życie, losy aktorów, reżyserów, scenografów, kompozytorów, ludzi, którzy oddali tym filmom siebie, swój potencjał, talent i koncept. Frapująca jest też ta część książki, w której profesor odtwarza krok po kroku, opowiada treść scenariuszy, dzięki czemu poznajemy filmy, ich konstrukcję, odtwórców ról, a przede wszystkim to, jak pod naporem uwag, krytyki, sugestii te scenariusze się zmieniały, a trwało to czasami latami. Zwieńczeniem omówienia każdego z niebyłych filmów jest recenzja pióra prof. Lubelskiego. Zależało mu, jak sam pisze, na ich wiarygodności ”…toteż wystrzegałem się jak tylko mogłem- tonacji parodystycznej”. Uważam, że udało się napisać teksty, które naprawdę mogły powstać w okresie domniemanej premiery każdego z filmów, a do tego jeszcze wyszłyby spod piór krytyków, którzy wówczas pisali. Nie wszystkich byłam w stanie w pełni ocenić, bo nie wszystkich z nich czytywałam z racji świadomego wyboru, ale Waldy Jerzorff, Żak Munty Zygłuński, Michał Bolesławek, Teodor Krzysztof Poeltitz, Marek Farszałła czy Lew Tadeusz Soboski- to strzały w dziesiątkę! Zainteresowanych tą książką informuję jeszcze, że trzeba ją wyłuskać pośród nabłyszczanych i przekolorowanych okładek o przeroście formy nad treścią, bo „Historia niebyła kina PRL”, jak tamte czasy, ma okładkę szarą, z drzewnego papieru i o nierzucającej się w oczy kolorystyce. Podobne są kartki książki: brudna biel i chropowatość jak losy filmów i kina niebyłego PRL. Wszystko to nic. Forma nie przerosła treści, o czym informuję z zadowoleniem i zachętą nie tylko dla miłośników filmu polskiego, ale i zainteresowanych historią najnowszą, w skład której wchodzi też historia kina niebyłego PRL.
Ewelina Roszman
DKK w PiMBP w Wejherowie